środa, 22 kwietnia 2015

Eliksir barw


Witajcie, to my, Kuba i Śruba. Nie uwierzycie, jaka dziwna przygoda nas spotkała. Dwa dni temu lało jak z cebra i trochę się nudziliśmy. Chcieliśmy przespać ten smutny, szary czas, gdy nagle spod łóżka wyskoczył krasnoludek i oznajmił wesoło:

- Hej, głowa do góry, jest sposób na szarosmutki, posłuchajcie pewnej historii.


W bardzo szarej krainie znajdowała się pewna smutna miejscowość. Wszystko w niej było szare, nawet kwiaty i motyle. Na szarych drzewach rosły poszarzałe owoce, a ogrody i ulice tonęły w szarości mgieł i dymów z komina. Nocą świecił srebrno – szary księżyc i pohukiwały szare sowy. Słońca prawie w ogóle nie było, bo najczęściej niebo zasłaniały popielate chmury albo padał deszcz.


W tym smutnym miejscu, w pewnym szarym domu, na końcu szarej ulicy mieszkał chłopiec. W jego świecie również brakowało barw. Mama była smutna i poszarzała na twarzy, bo codziennie wykonywała te same nudne czynności. Obierała szare ziemniaki, wycierała popielaty kurz z poszarzałych mebli i karmiła szaro – burego kota. Tata miał szare wory pod oczami ze zmęczenia i od czytania szarych gazet. Martwił się szarością życia i tym, żeby nie znaleźć się na szarym końcu.

Pewnego kolejnego beznadziejnie szarego dnia chłopiec siedział przy oknie i patrzył na krople deszczu spływające po szybie. Płynęły wolno i beznamiętnie rytmicznie. Jedna za drugą, jedna za drugą… Nagle zrobiło się jakoś jaśniej. Coś błysnęło, zalśniło i zaciekawiło chłopca. Zaczął rozglądać się, żeby zlokalizować źródło niespodziewanego światła. Nie było to światło pochodzące z jednego miejsca, tylko światełka rozproszone w setkach promieni, wzajemnie przenikających się, tańczących ze sobą, migocących. Światełka oślepiały blaskiem i kusiły. Chłopiec wstał i ruszył w ich stronę. Czuł, że jest w nich coś niezwykłego, pociągającego i pięknego. Nie bał się. Szedł kuszony jakąś niezwykłą siłą.


Po pewnym czasie dotarł do miejsca, które już wcześniej znał, ale teraz wyglądało ono zupełnie inaczej. Było jaśniejsze, a przede wszystkim nie było szare, tylko niewyobrażalnie barwne. Chłopiec stał na polanie, a przed nim przepięknymi barwami mieniła się tęcza. U jej podnóża znajdowała się brama porośnięta bluszczem.


Chłopiec nacisnął ciężką, metalową klamkę i wszedł do środka tęczy. Brama otwierała świetlisty tunel, pełen barwnych błysków. Po wyjściu z tunelu, oczom chłopca ukazał się niezwykły widok. Przed nim rozpościerała się cudowna, słoneczna dolina. Oba jej zbocza porastały niezwykle kolorowe kwiaty, zachwycająco barwne owoce zdobiły zielone drzewa i kwitnące krzewy. Dołem płynęła rzeka, której wody połyskiwały. W połowie jej biegu znajdował się wodospad – woda leciała w dół po stromej ścianie skalnej, tworząc u spodu mieniącą się niezwykłą feerią barw pianę wodną.


Chłopiec szedł zachwycony i oszołomiony pięknem otaczających go kolorów. Nagle poczuł powiew ciepłego powietrza i tuż przed nim rozpostarł skrzydła piękny niebieski motyl. Był ogromny i kształtem przypominał człowieka.

- Jaki piękny niebeski motyl ! – wyszeptał oczarowany chłopiec.

- Przepraszam bardzo, nie jestem niebieski, mój kolor nosi inną nazwę – jestem lazurowy – padła odpowiedź, która bardzo zaskoczyła chłopca.

- Nie bój się – kontynuował motyl – nie dziwię się, że nie znasz się na kolorach. Jesteś ze świata ludzi, a oni znają przeważnie tylko podstawowe barwy. Używają określeń biały, szary, czarny, czerwony, zielony czy niebieski. Przez to nie dostrzegają otaczającego ich piękna. Jeśli zechcesz nauczę cię patrzeć inaczej. Sztuka patrzenia jest piękną sztuką i z taką sztuką pragnę cię zapoznać. Witaj w mojej krainie, znajduje się ona wewnątrz tęczy i nie jest dostępna dla wszystkich ludzi. Skoro tu jesteś, musisz być wyjątkowy. Pozwól, że oprowadzę cię po krainie barw i odcieni. Nuczę cię patrzeć i nazywać kolory, bo jeżeli coś pięknie nazwiemy, sprawimy, że przestanie być zwyczajne, a stanie się wyjątkowe. W życiu ważne jest to, jak na coś patrzymy, ale również, to jakich słów używamy, aby nazwać otaczający nas świat. W świecie kolorów są niesamowite możliwości nazywania i dobierania pięknych słów. Spójrz w górę. Widzisz niebo?

Chłopiec podniósł głowę i słuchał dalej jak zaczarowany słów dziwnego motyla.


- Niebo również nie jest niebieskie. Popatrz… tam w jego najjaśniejszy punkt. Widzisz? To kolor gołębi a dalej błękit turkusowy, a za nim błękit królewski. Ten trochę ciemniejszy odcień to błękit paryski, te najciemniejsze miejsca na niebie są granatowe, kobaltowe a czasem nawet szafirowe. A kwiaty?

Motyl uniósł się delikatnie w powietrze i usiadł na pięknym czerwonym kwiecie.


- Pewnie myślisz, że ten kwiat jest czerwony? Nic bardziej mylnego. On jest karmazynowy. A te obok też nie są czerwone, tylko ceglaste lub karminowe. Świat kwiatów to dopiero menażeria barwnych osobliwości. Te wysokie kwiaty to malwy. One są koralowe, łososiowe, kremowo – beżowe i rubinowe. Najbardziej niesamowite barwy mają róże. Ta jasna, to róża herbaciana, ta ciemnoczerwona to róża szkarłatna, ta jaśniejsza jest purpurowa, a ta o żółtym odcieniu szafranowa. Białe róże mogą być porcelanowe, perłowe lub waniliowe.


Chłopiec patrzył zadziwiony na motyla i kwiaty. Wszystkie te nowe i niecodzienne słowa nie tylko nazywały, ale pięknie brzmiały i sprawiały, że zaczął patrzeć inaczej. Zapytał więc:

- A trawy, liście i krzewy nie są pewnie zielone?

- Oczywiście, że nie ! One są groszkowe, seledynowe, limonkowe, malachitowe, oliwkowe, szmaragdowe a nawet pistacjowe czy jaśminowe. – wyjaśnił wyraźnie poruszony pytaniem chłopca motyl i dodał – Widzę, że zaczynasz rozumieć i dostrzegać. Jest zatem nadzieja, że kiedyś się nauczysz. Myślę, że powinieneś już wrócić do domu. Żeby było ci łatwiej dostrzegać kolory w twoim świecie, weź ze sobą ten oto eliksir barw.

Motyl podał chłopcu małą buteleczkę w purpurowym kolorze.

- Gdy wrócisz do siebie, otworzysz tę fiolkę i wszystko będzie wyglądało inaczej.

Chłopiec nieśmiało zacisnął buteleczkę w dłoni i ruszył w kierunku światła, pokonał świetlisty tunel i znalazł się po drugiej stronie bramy porośniętej bluszczem. Stamtąd bez problemu znalazł drogę do domu. Nie padał już deszcz. Chłopiec otworzył fiolkę podarowaną przez motyla i patrzył z podziwem, jak świat staje się barwny i piękny. W pewnej chwili usłyszał czyjś głos:

- O! Przestało padać. Nad czym tak rozmyślasz?

Odwrócił się. Za nim stała mama ubrana w rumianoróżową sukienkę. Była uśmiechnięta, a jej chabrowe oczy lśniły jakimś pięknym blaskiem. Po szybie spływała ostania kropla deszczu i mieniła się w słońcu wszystkimi odcieniami świetlistego bursztynu, platyny i srebra. Szarość zniknęła na dobre.

Skrzat skończył swoją opowieść, a my nie mogliśmy się otrząsnąć z wrażenia. Patrzył na nas z uśmiechem i po chwili wskazał palcem na okno. Deszcz jeszcze kropił, ale na niebie zobaczyliśmy przepiękną tęczę. Wszystko stało się kolorowe.

P.S. pisane przez asystenta Kuby i Śruby Marcela Mendochę, ucznia klasy IV a w Szkole Podstawowej nr 3 w Lwówku Śląskim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz