Jeżeli lubicie historie mrożące krew w żyłach, zapraszamy do pewnego pomieszczenia w lwóweckim ratuszu. Z tzw. Sali Ławy, w której zgromadzono główną część muzealnych zbiorów, starymi średniowiecznymi schodkami, przez równie stare drzwi przechodzimy do... Izby Tortur. Około 1500 roku działy się tu sceny, od których ciarki przechodzą po plecach. To tu urzędował bodajże najbardziej okrutny i bezwzględny lwówczanin, człowiek, którego nazywano kiedyś katem. Dzisiaj zgromadzono tu dawne narzędzia tortur m.in. dyby, krzesło tortur, urządzenia do rozciągania, wyrywania, gniecenia i innych wymyślnych mąk. Ściany izby przesiąknęły krwią i potem biednych skazańców, oskarżonych o różne przestępstwa, a nawet czary. Niektórzy z nich byli niewinni, ale moc kata i jego wymyślnych narzędzi sprawiała, że każdy się przyznawał do niepopełnionych nawet przestępstw.
I o to właśnie chodziło!
Ale to nie wszystko. Ci, którzy nie wyzionęli ducha na torturach, mogli liczyć na inną formę udręczenia. Z Izby Tortur wąskimi, krętymi schodami zejdziemy w głąb ratuszowej wieży. Na dole znajduje się barierka, która otacza otwór, przypominający studnię, gdy spojrzymy w dół naszym oczom ukaże się, straszny widok - na dnie ciemnego lochu coś jaśnieje - jest to ludzka czaszka. To tutaj wrzucano ludzi skazanych na śmierć głodową.
Niektórzy twierdzą, że Loch Głodowy pozostał w niezmienionym stanie od czasu renesansu. Dla uspokojenia! Czaszka tak naprawdę jest plastikowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz