czwartek, 16 lipca 2015

Lis i amulet

Hej! Tu my, Kuba i Śruba. Dziś opowiemy wam o przygodzie, która nas
spotkała w Szwajcarce Lwóweckiej.

Kuba uznał, że doskonale nadaje się na przewodnika, więc po dokładnym
odczytaniu mapy ruszyliśmy w drogę. Szliśmy ścieżką edukacyjną. Po
drodze mijaliśmy mnóstwo przepięknych roślin. Kuba cały czas wymieniał
ich łacińskie nazwy. Chwilami miałem dosyć tego przechwalania się. Po
dość długim marszu dotarliśmy wreszcie do miejsca odpoczynku. Usiedliśmy
wygodnie na trawie, otworzyliśmy kosz piknikowy ze smakołykami, gdy
nagle zobaczyłem norę lisa. Nie mogłem zamknąć buzi ze zdziwienia. Nie
uwierzycie! Ta nora świeciła! I to na złoto!

- Kuba, zobacz, co tam jest!- krzyknąłem- Ta nora świeci!

- Przecież to tylko zwykła lisia nora – mówił mój brat.

Pognałem w stronę domu lisa, więc Kuba nie miał wyboru - musiał biec za
mną. W norze były małe, wąskie drzwiczki. Z wielkim trudem, ale udało
nam się przez nie przecisnąć. Po drugiej stronie drzwi była wielka
sala, na środku której siedział piękny lis i machał przecudowną rudą
kitą. Popatrzył na nas przyjaźnie i przemówił ludzkim głosem:

-Witajcie! Mam do was prośbę. Czy pomożecie mi odnaleźć skarb?

- Skarb!!! Jasne!- krzyknąłem- Nie ma sprawy, to zadanie dla nas wprost
idealne!

Szliśmy długimi, ciemnymi korytarzami. Muszę przyznać, że chwilami
miałem stracha. Nie dawałem tego po sobie poznać i powtarzałem sobie w
duchu, że damy radę, bo jesteśmy twardzielami. No, w końcu kto, jeśli
nie my? Dotarliśmy wreszcie do końca tego wąskiego, krętego korytarza.
Stanęliśmy przed drzwiami z szyfrowym zamkiem.

- Nie potrafię tego rozszyfrować- powiedział zrezygnowany lis.

-Hmm… Spróbujmy? - powiedział Kuba. Wyjął zeszyt i ołówek, i zaczął
wykonywać jakieś obliczenia. Gdy tak się zastanawiał i drapał ołówkiem w
ucho, zawsze tak robi jak myśli, drzwi same otworzyły się z hukiem.

Byliśmy tak samo zdumieni, jak przestraszeni. Damy radę – pomyślałem.
Nie mam pojęcia, jak otworzyliśmy drzwi. A może to wcale nie nasza
zasługa? Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo. Nie zamierzaliśmy
ujmować sobie zasług. Lis w podziękowaniu połaskotał nas piękną kitą.
Zapytał, czy możemy mu jeszcze potowarzyszyć. Zgodziliśmy się bez chwili
zastanowienia.

Lis spojrzał na nas z wdzięcznością. Podeszliśmy do olbrzymiego
kamienia, który mocno świecił w oczy złotym blaskiem. Nabraliśmy
powietrza i z całych sił podnieśliśmy „kamol” do góry. Lis wyciągnął
spod niego małą skrzyneczkę. Ze łzami w oczach otworzył ją.

-Mam – krzyknął z radością.- Czekałem na to tak długo!

Lis przytulił do siebie amulet, który ukazywał dwa lisy.

- Dziękuje wam. To jestem ja i mój tato. To tego skarbu szukałem.

Po tych słowach nagle znowu znaleźliśmy się w miejscu odpoczynku, przy
naszym koszu piknikowym. Byliśmy wykończeni nadmiarem wrażeń i długim
spacerem.

Gdy wróciliśmy do domu, na naszych szafkach nocnych były dwie figurki
lisów. Świeciły w ciemności na piękny złoty kolor. To kolejna nasza
przygoda na liście tych „ nie do zapomnienia”.

(tekst pisany przez uczniów Szkoły Podstawowej z Lwówka Śląskiego, współpracowników Kuby i Śruby)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz