Cześć tu Kuba i Śruba! Dzisiaj opowiemy wam przepiękna balladę o przyjaźni. Tak dokładnie to opowiedziała nam ją mama, kiedy nie mogliśmy zasnąć. A teraz uważnie posłuchajcie tej historii.
Pewnego razu do pewnej klasy przyszedł nowy uczeń. Był jakiś dziwny,z nikim nie chciał się bawić, chodził zamyślony często ze słuchawkami w uszach.
Nazywano go Odludkiem. Ja się później okazało, szukał on swojego przyjaciela, wierząc, że jeszcze kiedyś go spotka. Nawoływał go, błądząc wśród drzew, ale odpowiadał mu tylko szum liści: „Nie ma go tu już, nie ma”, „Odszedł, odszedł.”. Chłopiec zrezygnowany siadał z boku i zaczynał słuchać swojej muzyki.
Pewnego pięknego dnia do lasu weszły dzieci z klasy Odludka. Czuły się w swoim towarzystwie bardzo dobrze i świetnie się rozumiały. Ola zauważyła Odludka i podeszła do chłopca. Była znana ze swojej troskliwości i wrażliwości. Stąpała niepewnie, ale w pewnym momencie odeszła. Bała się podejść bliżej. W tym czasie dzieci zorientowały się, że Oli nie ma wśród nich. Zaczęły żartobliwe rozmowy:
- Pewnie motylka osłania od wiatru- stwierdziła Julka.
- Albo pomaga żuczkowi wgramolić się na liść- dodała Amelka.
- Dobra, ale jak zacznie tak wszystkim pomagać, to do wieczora się jej nie doczekamy! – marudziła Laura.
- Nie wszystkim, tylko jednemu! - wtrąciła Ola, która była już w pobliżu i słyszała rozmowę.
- Patrzcie tam siedzi ten nowy. Chyba się nie najlepiej czuje. Chciałam z nim porozmawiać ale zabrakło mi odwagi. Kamil, może ty do niego zagadasz?- zapytała z prośbą Ola.
- Ani mi się śni, ponurak z niego i tyle. A poza tym chyba nie potrzebuje pomocy, tylko świętego spokoju – odpowiedział z niechęcią Kamil.
- Jakby chciał, to by sam podszedł i zagadał- Marek jak zawsze stawał po stronie Kamila.
- A może jest nieśmiały?!- broniła Odludka Ola.
- Siedzi jak nieobecny i słucha tylko tej swojej muzyki- komentował Romek.
- Jak on to powiedział? Muzyka poważna- Staś przedrzeźniał poważny głos Maćka. – Nie spodoba się wam.
- A, zostawmy go, czy to nasza sprawa?
- Łatwo ci mówić, bo masz nas, przyjaciół. Może Odludek zauważył twoją wieczną ochotę do żartów i wolał się wycofać- prychnęła Ola.
- Ale wy wiecie ,że ja tylko tak dla żartów!- odpowiedział przerażonym głosem Michał.
- Tak MY wiemy! Ale ON tego nie wie i może twoje słowa potraktować jako naśmiewanie. Wiec jak będziemy z nim rozmawiać, umiarkuj się, proszę.
- Wiem, wiem – odpowiedział Michał.
- Tak, to my idziemy spakować rzeczy na wędrówkę.
- Ja tu zostanę i jeszcze raz spróbuje pogadać z Maćkiem- postanowiła Ola.
Gdy dzieci wyszły z lasu, Odludek zauważył Ole z daleka i krzyknął:
-Wiedziałem, że wrócisz, przyjacielu! Po chwili głos mu się załamał. Oj, przepraszam, pomyliłem cię z kimś! To ja już idę, jeszcze raz przepraszam.
- Maciek , poczekaj, z kim mnie pomyliłeś?
-Nieważne, zostaw mnie w spokoju!
- Mam odejść? Chcesz być sam?
- Tak, idź sobie!- krzyknął bez namysłu Maciek. Jednak po chwili pochylił głowę i szepnął:
- Przepraszam! Nie odchodź! Nie chcę zostać tu sam! – powiedział płaczliwie i po chwili dodał:
- Pomyliłem cię z moim przyjacielem, … który odszedł, odszedł gdzieś.
- Zostanę – powiedziała szybko Ola i aby zmienić temat, zapytała:
- A może pójdziesz z nami do lasu?
- Do lasuu? Nie lubię drzew, przypominają mi mojego przyjaciela – odburknął Odludek.
- Proszę, dołącz do nas!- prosiła go Ola.
- Dobrze, pójdę z wami do tego lasu.
Gdy wędrowali i przeszli już połowę drogi, ujrzeli dzika.
- To dzik! O nie, szybko uciekajmy!- zaczęła panikować Laura.
- Spokojnie, nie możemy gwałtownie się poruszać- uspokajał wszystkich Maciek. Stańcie tu koło mnie i nie patrzcie w tamtą stronę. Maciek był bardzo opanowany i stanowczy.
Puścił spokojną, delikatną muzykę, by wszyscy się uspokoili. Nastała cisza, a dzik nie zwracając na nic uwagi, poocierał się o drzewo i poszedł dalej. Po paru minutach nie było już widać zwierzęcia. A Maciek został bohaterem. Dzieci patrzyły na niego z podziwem.
- Ale byłeś opanowany … - szepnęła Ola.
- A właściwie jak się nazywa twoja muzyka?- zapytał Kamil.
- Nie moja, tylko Fryderyka Chopina. Ten utwór to IV ballada.
- Jest piękna – powiedziała wzruszonym głosem Ola.
- My nazwiemy ją „Balladą o Przyjaźni” – zawołały wesoło dzieci i powędrowały dalej.
Tak właśnie skończyła się ta historia jest piękna, a czy wam się podobała?
Bo nam bardzo.
Pozdrowienia
Kuba i Śruba!
Kuba i Śruba. Bajkowi bohaterowie piszą bloga
wtorek, 15 marca 2016
wtorek, 1 grudnia 2015
Agata i agaty...
Hej, tu my Kuba i Śruba! Właśnie pada deszcz. Taaak. Jak my nie lubimy deszczu ! Pozostaje tylko nuda i to uczucie, gdy spoglądasz zza firanki i widzisz, jak piłka tonie w wodzie, a ty nic nie możesz zrobić. Siedzieliśmy i siedzieliśmy, aż nagle z pracy wrócił tata wraz ze swoim kumplem Danielem. Daniel jest wielce zafascynowany różnego rodzaju minerałami i kamieniami, dlatego podarował nam cudne kamienie o nazwie Agaty.
-Agaty? To znaczy, że wymyśliła je jakaś Agata czy co?
-Nie, ale masz rację, że to imię ma związek z lwóweckimi agatami. Jeśli jesteście ciekawi, to posłuchajcie tej legendy:
Dawno, dawno temu w pięknym grodzie ludzie żyli w szczęściu i dostatku. Niestety, ich szczęście nie trwało zbyt długo. Zły duch przemierzając ziemię, dotarł grodu. Zły nie mógł znieść piękna i harmonii w nim panującej. Rzucił więc czar i wtedy w mieście zapanował chaos.
Nikt już nie był radosny i szczęśliwy. Świat mieszkańców krainy zgubił wszystkie kolory.
Kiedy wszyscy już stracili nadzieję na powrót dawnego życia, zielarka Ataga mieszkająca w lesie niedaleko miasta, znalazła sposób, aby pomóc mieszkańcom.
Pomysł przedstawiła królewiczowi, który był mądrym i odważnym młodzieńcem.
- Wyruszysz w daleką podróż w poszukiwaniu niezwykłego kamienia. Kamień ten jest ukryty w ziemi Doliny Bobru. Ma on niezwykłą moc, która potrafi odwrócić największy urok. Jeśli uda ci się go odnaleźć, odmienisz los nie tylko swoich poddanych, ale także mój i swojej rodziny.
Kamień , o którym mówię, nosi nazwę agat i poznasz go bez wątpienia, bo żaden inny na świecie nie ma tak pięknych barw.
Tu pan Daniel przerwał na chwilę opowieść, ale tylko na chwilę, bo obaj chłopcy zgodnym chórem wykrzyknęli:
- Iii co dalej ?
Pan Daniel uśmiechnął się tylko i dalej snuł pasjonującą opowieść.
I dalej odważny książę przejęty losem poddanych ruszył w drogę. Po długiej wędrówce dotarł w okolice Lwówka Śląskiego.
Tam przemierzając okoliczne wzgórza, spotkał elfy.
Opowiedział im o kłopotach, jakie na jego królestwo sprowadził Zły.
Rozmowa z elfami była tak miła, że opowiedział im również o tym, jak kiedyś stracił swoją małą siostrę, a on i jego królewscy rodzice cierpią dotąd po jej stracie.
Elfy naradziły się między sobą i zaprowadziły go do królewny Lidii. Jaka była radość, gdy okazała się być ona jego dawno zaginioną siostrą.
Szczęściu nie było końca, gdy agat w grocie zamieszkanej przez Lidię okazał się tym kamieniem, który odwrócił zły czar.
Zielarka Ataga z pomocą agatu odwróciła zaklęcie. Jej imię znów odzyskało dawną formę. Od tego momentu Ataga znów była Agatą i znów mogła rządzić odzyskanym królestwem i cieszyć się towarzystwem elfów. Zły duch dostrzegł ukryte piękno kamienia i dzięki jego mocy odrzucił całe swoje zło. W grodzie zaś znów zapanował spokój i szczęście wśród poddanych i królewskiej rodziny.
- A i dzisiaj agaty przynoszą szczęście ludziom - kończył swą opowieść Pan Daniel.
- To znaczy? - dopytywali się chłopcy.
- Spójrzcie tylko na mamę, kiedy zakłada kolczyki z agatów kupione przez waszego tatę.
- Czyż nie wydaje się szczęśliwa ?
- Taaaak.- powiedzieli chłopcy, zerkając na uśmiechniętą mamę.
-Agaty? To znaczy, że wymyśliła je jakaś Agata czy co?
-Nie, ale masz rację, że to imię ma związek z lwóweckimi agatami. Jeśli jesteście ciekawi, to posłuchajcie tej legendy:
Dawno, dawno temu w pięknym grodzie ludzie żyli w szczęściu i dostatku. Niestety, ich szczęście nie trwało zbyt długo. Zły duch przemierzając ziemię, dotarł grodu. Zły nie mógł znieść piękna i harmonii w nim panującej. Rzucił więc czar i wtedy w mieście zapanował chaos.
Nikt już nie był radosny i szczęśliwy. Świat mieszkańców krainy zgubił wszystkie kolory.
Kiedy wszyscy już stracili nadzieję na powrót dawnego życia, zielarka Ataga mieszkająca w lesie niedaleko miasta, znalazła sposób, aby pomóc mieszkańcom.
Pomysł przedstawiła królewiczowi, który był mądrym i odważnym młodzieńcem.
- Wyruszysz w daleką podróż w poszukiwaniu niezwykłego kamienia. Kamień ten jest ukryty w ziemi Doliny Bobru. Ma on niezwykłą moc, która potrafi odwrócić największy urok. Jeśli uda ci się go odnaleźć, odmienisz los nie tylko swoich poddanych, ale także mój i swojej rodziny.
Kamień , o którym mówię, nosi nazwę agat i poznasz go bez wątpienia, bo żaden inny na świecie nie ma tak pięknych barw.
Tu pan Daniel przerwał na chwilę opowieść, ale tylko na chwilę, bo obaj chłopcy zgodnym chórem wykrzyknęli:
- Iii co dalej ?
Pan Daniel uśmiechnął się tylko i dalej snuł pasjonującą opowieść.
I dalej odważny książę przejęty losem poddanych ruszył w drogę. Po długiej wędrówce dotarł w okolice Lwówka Śląskiego.
Tam przemierzając okoliczne wzgórza, spotkał elfy.
Opowiedział im o kłopotach, jakie na jego królestwo sprowadził Zły.
Rozmowa z elfami była tak miła, że opowiedział im również o tym, jak kiedyś stracił swoją małą siostrę, a on i jego królewscy rodzice cierpią dotąd po jej stracie.
Elfy naradziły się między sobą i zaprowadziły go do królewny Lidii. Jaka była radość, gdy okazała się być ona jego dawno zaginioną siostrą.
Szczęściu nie było końca, gdy agat w grocie zamieszkanej przez Lidię okazał się tym kamieniem, który odwrócił zły czar.
Zielarka Ataga z pomocą agatu odwróciła zaklęcie. Jej imię znów odzyskało dawną formę. Od tego momentu Ataga znów była Agatą i znów mogła rządzić odzyskanym królestwem i cieszyć się towarzystwem elfów. Zły duch dostrzegł ukryte piękno kamienia i dzięki jego mocy odrzucił całe swoje zło. W grodzie zaś znów zapanował spokój i szczęście wśród poddanych i królewskiej rodziny.
- A i dzisiaj agaty przynoszą szczęście ludziom - kończył swą opowieść Pan Daniel.
- To znaczy? - dopytywali się chłopcy.
- Spójrzcie tylko na mamę, kiedy zakłada kolczyki z agatów kupione przez waszego tatę.
- Czyż nie wydaje się szczęśliwa ?
- Taaaak.- powiedzieli chłopcy, zerkając na uśmiechniętą mamę.
środa, 4 listopada 2015
„Ballada o Przyjaźni”
Cześć tu Kuba i Śruba! Dzisiaj opowiemy wam przepiękna balladę o przyjaźni. Tak dokładnie to opowiedziała nam ją mama, kiedy nie mogliśmy zasnąć. A teraz uważnie posłuchajcie tej historii.
Pewnego razu do pewnej klasy przyszedł nowy uczeń. Był jakiś dziwny, z nikim nie chciał się bawić, chodził zamyślony często ze słuchawkami w uszach.
Nazywano go Odludkiem. Ja się później okazało, szukał on swojego przyjaciela, wierząc, że jeszcze kiedyś go spotka. Nawoływał go, błądząc wśród drzew, ale odpowiadał mu tylko szum liści: „Nie ma go tu już, nie ma”, „Odszedł, odszedł.”. Chłopiec zrezygnowany siadał z boku i zaczynał słuchać swojej muzyki.
Pewnego pięknego dnia do lasu weszły dzieci z klasy Odludka. Czuły się w swoim towarzystwie bardzo dobrze i świetnie się rozumiały. Ola zauważyła Odludka i podeszła do chłopca. Była znana ze swojej troskliwości i wrażliwości. Stąpała niepewnie, ale w pewnym momencie odeszła. Bała się podejść bliżej. W tym czasie dzieci zorientowały się, że Oli nie ma wśród nich. Zaczęły żartobliwe rozmowy:
- Pewnie motylka osłania od wiatru- stwierdziła Julka.
- Albo pomaga żuczkowi wgramolić się na liść- dodała Amelka.
- Dobra, ale jak zacznie tak wszystkim pomagać, to do wieczora się jej nie doczekamy! – marudziła Laura.
- Nie wszystkim, tylko jednemu! - wtrąciła Ola, która była już w pobliżu i słyszała rozmowę.
- Patrzcie tam siedzi ten nowy. Chyba się nie najlepiej czuje. Chciałam z nim porozmawiać ale zabrakło mi odwagi. Kamil, może ty do niego zagadasz?- zapytała z prośbą Ola.
- Ani mi się śni, ponurak z niego i tyle. A poza tym chyba nie potrzebuje pomocy, tylko świętego spokoju – odpowiedział z niechęcią Kamil.
- Jakby chciał, to by sam podszedł i zagadał- Marek jak zawsze stawał po stronie Kamila.
- A może jest nieśmiały?!- broniła Odludka Ola.
- Siedzi jak nieobecny i słucha tylko tej swojej muzyki- komentował Romek.
- Jak on to powiedział? Muzyka poważna- Staś przedrzeźniał poważny głos Maćka. – Nie spodoba się wam.
- A, zostawmy go, czy to nasza sprawa?
- Łatwo ci mówić, bo masz nas, przyjaciół. Może Odludek zauważył twoją wieczną ochotę do żartów i wolał się wycofać- prychnęła Ola.
- Ale wy wiecie ,że ja tylko tak dla żartów!- odpowiedział przerażonym głosem Michał.
- Tak MY wiemy! Ale ON tego nie wie i może twoje słowa potraktować jako naśmiewanie. Wiec jak będziemy z nim rozmawiać, umiarkuj się, proszę.
- Wiem, wiem – odpowiedział Michał.
- Tak, to my idziemy spakować rzeczy na wędrówkę.
- Ja tu zostanę i jeszcze raz spróbuje pogadać z Maćkiem- postanowiła Ola.
Gdy dzieci wyszły z lasu, Odludek zauważył Ole z daleka i krzyknął:
-Wiedziałem, że wrócisz, przyjacielu! Po chwili głos mu się załamał. Oj, przepraszam, pomyliłem cię z kimś! To ja już idę, jeszcze raz przepraszam.
- Maciek , poczekaj, z kim mnie pomyliłeś?
-Nieważne, zostaw mnie w spokoju!
- Mam odejść? Chcesz być sam?
- Tak, idź sobie!- krzyknął bez namysłu Maciek. Jednak po chwili pochylił głowę i szepnął:
- Przepraszam! Nie odchodź! Nie chcę zostać tu sam! – powiedział płaczliwie i po chwili dodał:
- Pomyliłem cię z moim przyjacielem, … który odszedł, odszedł gdzieś.
- Zostanę – powiedziała szybko Ola i aby zmienić temat, zapytała:
- A może pójdziesz z nami do lasu?
- Do lasuu? Nie lubię drzew, przypominają mi mojego przyjaciela – odburknął Odludek.
- Proszę, dołącz do nas!- prosiła go Ola.
- Dobrze, pójdę z wami do tego lasu.
Gdy wędrowali i przeszli już połowę drogi, ujrzeli dzika.
- To dzik! O nie, szybko uciekajmy!- zaczęła panikować Laura.
- Spokojnie, nie możemy gwałtownie się poruszać- uspokajał wszystkich Maciek. Stańcie tu koło mnie i nie patrzcie w tamtą stronę. Maciek był bardzo opanowany i stanowczy.
Puścił spokojną, delikatną muzykę, by wszyscy się uspokoili. Nastała cisza, a dzik nie zwracając na nic uwagi, poocierał się o drzewo i poszedł dalej. Po paru minutach nie było już widać zwierzęcia. A Maciek został bohaterem. Dzieci patrzyły na niego z podziwem.
- Ale byłeś opanowany … - szepnęła Ola.
- A właściwie jak się nazywa twoja muzyka?- zapytał Kamil.
- Nie moja, tylko Fryderyka Chopina. Ten utwór to IV ballada.
- Jest piękna – powiedziała wzruszonym głosem Ola.
- My nazwiemy ją „Balladą o Przyjaźni” – zawołały wesoło dzieci i powędrowały dalej.
Tak właśnie skończyła się ta historia jest piękna, a czy wam się podobała?
Bo nam bardzo.
Pozdrowienia
Kuba i Śruba!
poniedziałek, 19 października 2015
Kuba i Śruba na farmie
Hej!
Ostatnio ze Śrubą odwiedziliśmy naszą Ciocię. Mieszka niedaleko w małej wsi. Razem z Wujkiem prowadzą wielką farmę. Gdy przyjechaliśmy, pobiegliśmy do Rexa. To wielki husky Cioci i Wujka. Jest bardzo śmieszny i uwielbia dzieci. Gdy skończyliśmy się z nim bawić, poszliśmy zobaczyć inne zwierzęta. Na farmie był jeszcze kot, konie, kozy, owce, świnie, kury, indyki i krowy.
Zrobiło się ciemno, więc wróciliśmy do domu. Ciocia i Mama upiekły pyszną szarlotkę. Następnego dnia Wujek pokazał nam, jak dosiadać koni. Jego marzeniem było od zawsze założenie własnej szkółki jeździeckiej. Potem jeździliśmy z Wujkiem traktorem oraz zbieraliśmy jajka zniesione przez kury. Nagle na polu kukurydzy zauważyłem małą mysz. Szybko zawołałem Śrubę i Wujka. Była to mysz, która nie miała ogona. Wujek powiedział, że musi zostać pod opieką, dopóki nie odrośnie jej ogon. Gdy wyjeżdżaliśmy, wzięliśmy ze sobą myszkę.
Nazwaliśmy ją Miki. Zbudowaliśmy jej domek z kartonu i postawiliśmy pod wiatą. Zostało u nas przez miesiąc. Codziennie ją widywaliśmy. Gdy ogon jej odrósł, wypuściliśmy ją. Mini często nas odwiedzała. Szkoda, że nie może z nami mieszkać.
PS. Kuba i Śruba dziękują za pomoc przy prowadzeniu bloga uczniom ze Szkoły Podstawowej w Lwówku Śląskim!
Ostatnio ze Śrubą odwiedziliśmy naszą Ciocię. Mieszka niedaleko w małej wsi. Razem z Wujkiem prowadzą wielką farmę. Gdy przyjechaliśmy, pobiegliśmy do Rexa. To wielki husky Cioci i Wujka. Jest bardzo śmieszny i uwielbia dzieci. Gdy skończyliśmy się z nim bawić, poszliśmy zobaczyć inne zwierzęta. Na farmie był jeszcze kot, konie, kozy, owce, świnie, kury, indyki i krowy.
Zrobiło się ciemno, więc wróciliśmy do domu. Ciocia i Mama upiekły pyszną szarlotkę. Następnego dnia Wujek pokazał nam, jak dosiadać koni. Jego marzeniem było od zawsze założenie własnej szkółki jeździeckiej. Potem jeździliśmy z Wujkiem traktorem oraz zbieraliśmy jajka zniesione przez kury. Nagle na polu kukurydzy zauważyłem małą mysz. Szybko zawołałem Śrubę i Wujka. Była to mysz, która nie miała ogona. Wujek powiedział, że musi zostać pod opieką, dopóki nie odrośnie jej ogon. Gdy wyjeżdżaliśmy, wzięliśmy ze sobą myszkę.
Nazwaliśmy ją Miki. Zbudowaliśmy jej domek z kartonu i postawiliśmy pod wiatą. Zostało u nas przez miesiąc. Codziennie ją widywaliśmy. Gdy ogon jej odrósł, wypuściliśmy ją. Mini często nas odwiedzała. Szkoda, że nie może z nami mieszkać.
PS. Kuba i Śruba dziękują za pomoc przy prowadzeniu bloga uczniom ze Szkoły Podstawowej w Lwówku Śląskim!
czwartek, 24 września 2015
Mamy Nowego Przyjaciela
Witajcie! Tu Kuba i Śruba. Rok szkolny ukończyliśmy z bardzo wysoką średnią.
- Kuba miał czwórkę z w-f. HAHA! – nie mogłem się powstrzymać, by to wygadać.
- Nie śmiej się. Ty miałeś czwórkę z przyrody - nie mogłem zostać dłużny Śrubie.
- Dobra, kłótnia kłótnią, ale nie o naszych ocenach – przypomniałem Kubie.
Gdy wróciliśmy z apelu do domu, czekała na nas WIELKA NIESPODZIANKA. Kiedy otworzyliśmy drzwi naszego pokoju, na podłodze stało wielkie pudło z małymi dziurkami.
- Czy to wąż, proszę żeby to był wąż ja chce WĘŻA! -krzyczał Śruba.
- Głuptasie, to nie może być wąż. Węże syczą a nie sapią - próbowałem odwieść go od tak bezsensownej myśli.
- Chłopaki, nie kłóćcie się tylko otwierajcie to pudło! - powiedział do nas zdenerwowanym głosem tata.
- Dobrze już otwieramy! - krzyknęliśmy jednocześnie.
Policzyliśmy do 3 i pociągnęliśmy za sznurki wystające z boków pudła. To był pies. Zaczęliśmy krzyczeć z radości. „Ale ten pies ładny! Zawsze chcieliśmy takiego mieć.” itp.
- Chłopcy, a jak go nazwiecie? - zapytała nas mama.
- Kuba! Pamiętasz taką bajkę o takim małym łaciatym piesku?!
- Reksio? - kochałem tego psiaka.
- Więc naszego też tak nazwijmy. Ma takie same łatki.
I tyle o naszym piesku, a teraz zaczną się historie z czworonogami, na pewno też macie na ten temat mnóstwo do powiedzenia.
PS. Kuba i Śruba dziękują za pomoc przy tym wpisie uczniom ze Szkoły Podstawowej w Lwówku Śląskim!
- Kuba miał czwórkę z w-f. HAHA! – nie mogłem się powstrzymać, by to wygadać.
- Nie śmiej się. Ty miałeś czwórkę z przyrody - nie mogłem zostać dłużny Śrubie.
- Dobra, kłótnia kłótnią, ale nie o naszych ocenach – przypomniałem Kubie.
Gdy wróciliśmy z apelu do domu, czekała na nas WIELKA NIESPODZIANKA. Kiedy otworzyliśmy drzwi naszego pokoju, na podłodze stało wielkie pudło z małymi dziurkami.
- Czy to wąż, proszę żeby to był wąż ja chce WĘŻA! -krzyczał Śruba.
- Głuptasie, to nie może być wąż. Węże syczą a nie sapią - próbowałem odwieść go od tak bezsensownej myśli.
- Chłopaki, nie kłóćcie się tylko otwierajcie to pudło! - powiedział do nas zdenerwowanym głosem tata.
- Dobrze już otwieramy! - krzyknęliśmy jednocześnie.
Policzyliśmy do 3 i pociągnęliśmy za sznurki wystające z boków pudła. To był pies. Zaczęliśmy krzyczeć z radości. „Ale ten pies ładny! Zawsze chcieliśmy takiego mieć.” itp.
- Chłopcy, a jak go nazwiecie? - zapytała nas mama.
- Kuba! Pamiętasz taką bajkę o takim małym łaciatym piesku?!
- Reksio? - kochałem tego psiaka.
- Więc naszego też tak nazwijmy. Ma takie same łatki.
I tyle o naszym piesku, a teraz zaczną się historie z czworonogami, na pewno też macie na ten temat mnóstwo do powiedzenia.
PS. Kuba i Śruba dziękują za pomoc przy tym wpisie uczniom ze Szkoły Podstawowej w Lwówku Śląskim!
piątek, 11 września 2015
W rydwanie Artemidy
Cześć. Tu my, Kuba i Śruba. Dziś opowiemy wam o przygodzie, która nas spotkała. Pewnego dnia razem ze Śrubą wyruszyliśmy do muzeum sztuki greckiej. Gdy dotarliśmy na miejsce kupiliśmy bilety i poszliśmy oglądać najnowszą wystawę. Nagle zakręciło nam się w głowach i zaczęliśmy spadać. Po chwili siedzieliśmy w greckim rydwanie ciągniętym przez dwa pegazy. Milczeliśmy oszołomieni kolejną przygodą.
Przed nami stała dorosła kobieta odwrócona do nas tyłem. Miała drugie, brązowe włosy. Na plecach przewieszony łuk i kołczan, a z boku nóż myśliwski. Ubrana była w grecką togę. Po chwili odwróciła się do nas.
- Witajcie. Jestem Artemida. Zabiorę was w niezwykłą podróż. -Uważajcie.
- Yyyyyyyy- Jąkał się Śruba- Dlaczego tu właściwie jesteśmy?
- Ach…-rzekła - Bogowie obserwowali was przez wiele lat. Aresowi spodobał się spryt Śruby. Kuba zaś zafascynował Atenę mądrością. Chcieli was zobaczyć!
A wy przecież uwielbiacie przygody.
- To miło!- powiedziałem. –Jesteśmy za…
Lecieliśmy długo wśród obłoków, między różowymi szczytami i dotykaliśmy gwiazd, aż dolecieliśmy na miejsce.
W długim, wąskim pomieszczeniu czekały dwie osoby. Kobieta była ubrana w togę. Miała długie włosy. W ręku trzymała włócznię. Po jej prawej stronie stał silnie zbudowany mężczyzna w zbroi z mieczem u boku. Atena i Ares.
-Witajcie. Mam na imię Atena. To jest Ares. Czeka na was tor przeszkód.-rzekła kobieta.
- Macie na jego wykonanie minutę!- krzyknął Ares.
Po chwili znaleźli się w szklanym pokoju. Między nami a nimi była wielka błotna kałuża i drzwi z zagadką matematyczną, której rozwiązaniem był kod. W naszych myślach zadźwięczał głos Ateny: Biegnijcie. Pomagajcie sobie nawzajem. Więcej nie mogę powiedzieć.
- Biegnijmy!- krzyknąłem- Już!
Śruba bez problemu przeskoczył kałużę. Ja w nią wpadłem. Śruba podał mi rękę i pomógł wyjść. Gdy dotarliśmy do drzwi, pokazało się na nich działanie: pierwiastek ze 111.
-Jedenaście!- krzyknąłem. Kod był poprawny.
Dostaliśmy się do pokoju, w którym siedzieli Atena i Ares.
-Doskonale- powiedziała bogini i klasnęła w dłonie.-Tworzycie bardzo zgrany duet. Czeka was jeszcze mnóstwo przygód.
Nie zdążyliśmy nic odpowiedzieć, bo nagle wszystko się zamazało i znów byliśmy w muzeum, patrząc na rydwan Artemidy uśmiechaliśmy się rozmarzeni.
sobota, 22 sierpnia 2015
„Kuba i Śruba w Akademii pana Kleksa”
Cześć! Tu Kuba, Śruba i… Mateusz! Zgadnijcie dlaczego akurat dwóch Mateuszów. W środę przyleciał do nas szpak Pana Kleksa.
W dziobie trzymał kopertę. Zaczęliśmy czytać:
Zaproszenie!
Ja, Pan Kleks mam przyjemność zaprosić Kubę i Śrubę na przyjęcie, które odbędzie się w czwartek o godz. 17:00, w mojej akademii.
Pozdrawiam
Pan Kleks
Pani Przygoda nas nigdy nie opuści, czy to nie jest wspaniałe.
Od razu odpowiedzieliśmy, że się zgadzamy. Byliśmy bardzo ciekawi, co zobaczymy u Pana Kleksa.
- Ale ta środa nam się dłuży – marudziliśmy w oczekiwaniu na czas wyjazdu.
W końcu nadszedł czwartek. Gotowi byliśmy już w południe! Rodzice jednak zawieźli nas do Akademii za dwadzieścia czwarta. Przyjechaliśmy na miejsce pierwsi. Pan Kleks, aby umilić nam czas, oprowadził nas po swojej akademii. Byliśmy jednomyślni, najlepszy był szpital chorych sprzętów! Stół ze złamaną nogą, pęknięte lustro i mnóstwo innych rzeczy, które pamiętaliśmy z książki. Gdy przechodziliśmy obok lustra, nasz przewodnik założył na pęknięcie plaster. Po paru sekundach pęknięcia nie było! Trudno uwierzyć, lecz Pan Kleks powiedział, że plaster zawsze pomaga. Dziwi go natomiast co innego. Nie wie, skąd te same meble mają zawsze jakieś rany. Podpowiedzieliśmy mu, pewnie w nocy bawią się wesoło, trochę rozrabiają, gdy nikt nie widzi, a wtedy rany im się odnawiają.
- A… to zupełnie możliwie, moi drodzy! Możliwe! – stwierdził Pan Kleks i chwilę się zadumał nad tym, że jednak może wszystkiego nie wie o swej akademii.
– Zupełnie… tak… hm, możliwe.
W dziobie trzymał kopertę. Zaczęliśmy czytać:
Zaproszenie!
Ja, Pan Kleks mam przyjemność zaprosić Kubę i Śrubę na przyjęcie, które odbędzie się w czwartek o godz. 17:00, w mojej akademii.
Pozdrawiam
Pan Kleks
Pani Przygoda nas nigdy nie opuści, czy to nie jest wspaniałe.
Od razu odpowiedzieliśmy, że się zgadzamy. Byliśmy bardzo ciekawi, co zobaczymy u Pana Kleksa.
- Ale ta środa nam się dłuży – marudziliśmy w oczekiwaniu na czas wyjazdu.
W końcu nadszedł czwartek. Gotowi byliśmy już w południe! Rodzice jednak zawieźli nas do Akademii za dwadzieścia czwarta. Przyjechaliśmy na miejsce pierwsi. Pan Kleks, aby umilić nam czas, oprowadził nas po swojej akademii. Byliśmy jednomyślni, najlepszy był szpital chorych sprzętów! Stół ze złamaną nogą, pęknięte lustro i mnóstwo innych rzeczy, które pamiętaliśmy z książki. Gdy przechodziliśmy obok lustra, nasz przewodnik założył na pęknięcie plaster. Po paru sekundach pęknięcia nie było! Trudno uwierzyć, lecz Pan Kleks powiedział, że plaster zawsze pomaga. Dziwi go natomiast co innego. Nie wie, skąd te same meble mają zawsze jakieś rany. Podpowiedzieliśmy mu, pewnie w nocy bawią się wesoło, trochę rozrabiają, gdy nikt nie widzi, a wtedy rany im się odnawiają.
- A… to zupełnie możliwie, moi drodzy! Możliwe! – stwierdził Pan Kleks i chwilę się zadumał nad tym, że jednak może wszystkiego nie wie o swej akademii.
– Zupełnie… tak… hm, możliwe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)